Nieudana miłość mojego życia


Rzadko wracam do przeszłości, szczególnie tej związanej z uczuciami. W życiu przyjąłem sobie jedną zasadę której trzymam się od tamtego momentu, aż do teraz. Jaka to zasada? Bardzo prosta. Nigdy nie wracaj do przeszłości, ona nie ma Ci nic nowego do powiedzenia. Trzeba się skupić na tym co jest i co będzie. Najprawdopodobniej na tym wpisie nie zakończę mojego wehikułu czasu, bo nie skończyłem na jednym związku. Jeżeli wpisy opisujące moje przeżycia wam się spodobają, to jestem w stanie napisać ich więcej. Jest to chyba najbardziej emocjonalny wpis jaki do tej pory wam przedstawiłem. Pisząc go aż łamało mi się serce, ale to chyba normalne jak wspominasz o kobiecie swojego życia która nie jest już jego częścią.

ZACZNIJMY OD POCZĄTKU

O czym tak właściwie dzisiaj chcę wam opowiedzieć? O jednym z moich byłych związków, który okazał się kompletną klapą. Zawsze dzieliłem związki na dwa rodzaje; poważne i te, które są przelotne i trwają dosłownie chwilę (do kilku miesięcy max). Jeżeli przetrwacie ze sobą parę miesięcy bez żadnych większych zgrzytów i rozstań to możecie mówić o czymś dużym. Chociaż nie zawsze, bo znam przypadki w których związki rozsypywały się po 2-4 latach (nie biorę pod uwagę małżeństw - to zupełnie inna bajka). Związek o którym będzie mowa był dla mnie czymś dużym, nigdy nie czułem się podobnie w swoim życiu. Ale po kolei.

JAK SIĘ ZACZĘŁO?

Poznaliśmy się przez internet. Kiedyś to było duże zaskoczenie - teraz jest już to normą. Nie mówię tutaj o żadnej apce pokroju Tindera i innych klonów. Zaczynałem dopiero swoją przygodę z blogowaniem, istniał tylko mój fanpage, bloga na którym teraz się znajdujecie jako tako jeszcze nie było. Umieszczałem sobie przemyślenia, rozkminy i dla wielu porady dotyczącego tego jak podchodzić do życia i jak sobie radzić w wielu sprawach. Było to dla mnie czymś nowym, nigdy nie sądziłem, że tyle ludzi będzie mnie czytało i czekało na każdy kolejny wpis. Odpowiadałem na każdą prywatną wiadomość od czytelników, większość tyczyła się zasięgnięcia porady, chęci usłyszenia tego, co ja myślę na dany temat. Nadal możecie do mnie prywatnie napisać o tutaj. Wracając, byłem już przyzwyczajony do takich wiadomości, do momentu w którym otrzymałem wiadomość od dziewczyny, która chciała mnie poznać, dowiedzieć się o mnie czegoś więcej niż z informacji dostępnych na fanpage. Powiedziałem sobie wtedy: "dlaczego nie?". 

POZNAWANIE SIĘ WZAJEMNIE

Zaczęliśmy pisać, dowiadywać się o swoich zainteresowaniach, pasjach i cechach charakteru. Nawet nie zauważyłem jak szybko zleciały 4 godziny ciągłego wymieniania wiadomości. Z nikim innym wcześniej się tak dobrze nie dogadywałem. Wiem, możecie powiedzieć, że miałem motylki w brzuchu i odwołując się do poprzedniego wpisu "nie widziałem wad drugiej osoby". Zgadzam się z tym, tylko motylki pojawiły się przy innej okazji. Przenieśliśmy się na mój prywatny profil, wymieniliśmy się numerami telefonów i pisaliśmy dobre paręnaście dni. Przy okazji zapomniałem wspomnieć, że była z okolic Opola, czyli idealnie dla mnie. Stwierdziłem, że już pora zaproponować spotkanie na żywo (ile można przecież klikać i gadać przez telefon). Zgodziła się.

NA ŻYWO BYŁO INACZEJ?

Pisałem już w innej notce o tym, że zza ekranu człowiek jest zupełnie inny, nie widzimy jego reakcji na rozmowę, jego emocji i tego jak się zachowuje. Mamy więcej czasu na przemyślenie odpowiedzi, tego jak chcemy to ubrać i kiedy taką rozmowę przerwać. W rzeczywistości nie możemy wymazać tego co powiedzieliśmy, nie ma przycisku usuń albo cofnij, okazujemy emocje i reakcje które dostrzega druga osoba. Nie posiadamy zasłony w postaci ekranu i odległości. Czy tutaj było podobnie? Nie, Ona była dokładnie taka sama w rzeczywistości jak i w okienku messengera. Pamiętam jak pierwszy raz zobaczyliśmy się na żywo. Ja osobiście zdębiałem i zamarłem. Widziałem jej zdjęcia, doskonale wiedziałem, że jest piękna.. ale sami wiecie, że zdjęcia nigdy nie oddają rzeczywistości. Wyglądała dosłownie jak anioł. Pomyślałem sobie wtedy: "ale mam szczęście, nie dość, że ma cudowny charakter to wisienką na tym wszystkim był wygląd". Skoro już piszę o wyglądzie, to odniosę się do wielu wiadomości w których pytacie na co zwracam uwagę u kobiet. Odpowiedź jest bardzo prosta: oczy. Nic bardziej nie oddaje i nie odzwierciedla duszy jak oczy, to w nich dostrzegasz całe wnętrze człowieka, to one pozostaną takie same na starość, gdy ciało już nie będzie wyglądało tak jak za czasów młodości. W oczach można dostrzec prawdę i kłamstwo. Jak później rozmawialiśmy o tym jak pierwszy raz się zobaczyliśmy, to sama się przyznała, że też ją zamurowało. Ale koniec o tym, wróćmy do historii bo jak zawsze się rozpisuję na różne tematy. Kupiłem duży bukiet róż z sekretną karteczką schowaną w środku (nie powiem wam, co było tam napisane - tajemnica, mam nadzieję, że rozumiecie). Nasze pierwsze spotkanie trwało dobre parę godzin, po czym odwiozłem ją do domu. Pod samym domem już przy pożegnalnym przytulasie spojrzałem jej w oczy, jakoś jej nie ciągnęło do drzwi wejściowych, była chwila wymiany wzroku i myśli. Pocałowaliśmy się.

MOTYLKI W BRZUCHU

Nie było dnia w którym nie zamieniliśmy słowa, nie wysyłaliśmy sobie wiadomości na dzień dobry i dobranoc. Strasznie się do tego przyzwyczaiłem, było mi z tym dobrze, w końcu miałem dla kogo codziennie wstawać. Staliśmy się parą. Po paru tygodniach miałem takie dziwne uczucie, sam nie wiem jak to opisać. Po prostu wiedziałem, że to jest ta jedyna kobieta dla której bije moje serce. Nie interesowały mnie już inne, liczyła się tylko Ona.

NASZE RELACJE

Po paru miesiącach dosłownie nic się nie zmieniało, dogadywaliśmy się tak samo jak na początku. Był czasem zgrzyty i kłótnie jak to w związkach. Nie spotkałem jeszcze związku pozbawionego kłótni, skoro radzicie sobie jak jest dobrze, to poradzenie sobie w cięższych chwilach tylko was wzmocni. Była tylko jedna taka poważniejsza kłótnia po której nie odzywaliśmy się do siebie parę dni, ale w końcu wszystko wróciło do normy. Zaczęliśmy również odkrywać swoje wady i nic w tym złego. Nikt nie jest idealny. Nauczyliśmy się z nimi żyć i nam to nie przeszkadzało. Akceptacja była na najwyższym poziomie.

POWAŻNY ZWIĄZEK?

Padła propozycja mieszkania razem. Nie wypaliło z różnych względów, ale nie z tego, że tego nie chcieliśmy. Postanowiliśmy przedstawić się wzajemnie swoim rodzicom. Wiecie jak to rodzice, zawsze są ciekawi co tam u nas słychać, czemu się tym nie podzielić? Zdałem sobie sprawę, że to już nie jest taki najzwyklejszy związek, który widuje się na ulicach albo w gimnazjach czy liceach. Nie widzieliśmy świata poza sobą. Chyba przeszliśmy na wyższy poziom.

AŻ DO MOMENTU..

Jak z każdym kolejnym miesiącem coś zaczęło się psuć. Do dzisiaj nie wiem z jakiego dokładnie powodu, będzie mnie to męczyło do końca życia. Nigdy nie dowiedziałem się "dlaczego to się stało? Co poszło nie tak?". Zaczęliśmy się mniej dogadywać, spędzać z każdym tygodniem coraz mniej czasu, nie wiem, po prostu nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Zacząłem odczuwać, że jestem odpychany z jej życia. Próbowałem miliona sposobów żeby jakoś do niej dotrzeć, zrozumieć o co tak naprawdę chodzi. Zacząłem mieć jedno z najgorszych podejrzeń; może ma kogoś innego, kogoś lepszego niż ja? Chujowe uczucie i nikomu go nie życzę. Potrafi dosłownie dobić człowieka aż do samej ziemi.

CHCIAŁEM TYLKO ZROZUMIEĆ

Nasze wspólne problemy zaczęli zauważać znajomi, którzy się o nas martwili. Im też nie potrafiłem wytłumaczyć co tak naprawdę się dzieje, a moja druga połówka w ogóle o tym nie rozmawiała. Tak jakby temat nie istniał. Nasz związek zaczął się sypać. Nie potrafiłem tego uratować angażując się sam w całą naprawę. Nie wiem czy jesteście sobie w stanie wyobrazić jak się czułem widząc, że powoli zaczynam tracić kobietę swojego życia. Nie ma słów które mogą opisać emocje towarzyszące całej tej sytuacji. Było chujowo.

DEFINITYWNY KONIEC?

Zadzwoniła do mnie, że musimy się pilnie spotkać, bo ona już tak nie może. Natychmiast się ubrałem i popędziłem samochodem do miejsca spotkania. Do teraz pamiętam to wszystko co się wydarzyło, jakby to było wczoraj. Podszedłem do niej, usiadłem i zapytałem "co się z nami dzieje?". Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Przytuliłem ją do siebie, widziałem po niej, że jest jej cholernie trudno. Mi zresztą też. W środku mnie z każdym kolejnym słowem czułem jakby ktoś rozrywał moje serce na kawałki. Ze łzami w oczach mówiła, że sama nie wie dlaczego przez te ostatnie tygodnie przestawała coś do mnie czuć, dlaczego zaczynałem być dla niej ciężarem, dlaczego już tak bardzo ją nie interesowałem. Nie chodziło tu o to, że miała kogoś na boku - absolutnie nie. Mogę posłużyć się metaforą, chyba całe iskry i ognisko które było między nami, ktoś oblał wiadrem wody i zostały tylko niedopalone drewna, które powoli gasły, jedno za drugim. Próbowałem jakoś to rozżarzyć, bez skutku. 

TO KONIEC.

Rozmawialiśmy długo, siedząc w rozsypce. Podczas tego czasu niejednokrotnie proponowałem różne rozwiązania problemów, mając nadzieję, że wszystko może być tak jak było na początku. Chyba nie potrafiło do mnie dojść to, że tego nie da się uratować. Nie chcę pisać całego dokładnego przebiegu rozmowy, jest to dla mnie strasznie prywatna rzecz i cholernie trudno mi to wspominać. Już teraz mam przeszklone oczy. Serce zostało całkowicie złamane w momencie w którym wstaliśmy z ławki, chwyciliśmy się za ręce i patrząc sobie w oczy, powiedziałem, że rozumiem i szanuję jej decyzję, że kocham ją całym sercem i zawsze tak będzie. Zrozumiałem jednak, że nikogo nie można zmusić do miłości. Rozpłakała się i powiedziała, że to co przeżyła będąc ze mną to najlepsze chwile w jej życiu. Przytuliła mnie i odwróciła się idąc szybkim krokiem z rozmazanym makijażem. Ja stałem dobre parę minut jak słup. Miliardy myśli przechodziły w tamtym momencie przez głowę. Moje serce było przecięte na pół.

TRZEBA ŻYĆ DALEJ...

Czy się da? Nie. Przynajmniej nie od razu. Tyle miesięcy byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś codziennie czeka na wiadomość, że ktoś mnie kocha i martwi się o mnie w każdej minucie. Nagle to wszystko straciło sens. Nic mi nie pomagało, ani znajomi, ani rozrywka, dosłownie nic. Zaczęło być inaczej w późniejszych fazach. Jeżeli też macie, uważacie, że będziecie mieli lub mieliście taki problem - przeczytajcie o tym, jak pozbierać się po rozstaniu.

Nie winię jej i nigdy nie będę na nią zły. Jesteśmy tylko ludźmi, widocznie jej serce straciło chęć bicia dla mnie. Do dzisiaj będę wspominał nasze cudowne chwile, także to, że potrafiła wywołać codziennie uśmiech na mojej twarzy, że miała gdzieś wszystkie opinie innych ludzi o naszym związku. Cudowna kobieta o pięknych oczach i jeszcze piękniejszej duszy. Na zawsze w moim sercu.

MIŁOŚĆ? CZY TO DLA MNIE?

Po paru miesiącach postanowiłem naprawić swoje serce i spróbować miłości kolejny raz. Żadnej kolejny związek nie był taki jak ten o którym jest wpis. Nie wiem, czy to ze mną jest problem, nie wiem. Po prostu po jakimś czasie wszystko się psuło, nie potrafiłem zaangażować się tak mocno jak kiedyś. Bolesne przeżycie dawało o sobie znać. Zacząłem zauważać, że to ja zaczynam ranić. Postanowiłem zostać singlem i być może poczekać na wybrankę lub sytuację w której moje serce będzie biło tak samo mocno jak kiedyś. Ale czy taka chwila kiedykolwiek nadejdzie? Nie wiem.

Mieliście podobną sytuację bądź historię w swoim życiu? Napiszcie w sekcji komentarzy pod tym postem. Dziękuję, że wytrwaliście również do tego momentu. To dużo dla mnie znaczy.

16 komentarzy:

  1. Mocny wpis i wyznanie. Plus za odwagę i chęć mówienia o przeszłości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się pozbierać po rozstaniu, z miłością z kobietą mojego życia .. Wspomnienia prześladują jak gestapo Żydów a uczucia niby już martwe szaleją we mnie jak lawa w gejzerze wulkanu !!
      Zamykam oczy i widzę ją w codziennych prostych czynnościach życiowych domowych jest wszędzie Moja Kasia. Nikt nie powiedział że będzie lekko. Ale też nie aż tak bardzo ciężko. A jest ciężko w huj. Codziennie czynności sprawiają niesamowite trudności. I na tym zakończę na dziś. Idę na spacer. Krzysztof

      Usuń
  2. Doskonale rozumiem autora. Nie ma co wracać do tego co było �� w końcu nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło �� mój związek rozlecial się po 6 latach, do tej pory do końca nie wiem dlaczego... I nie żałuję. Lata stracone, ale teraz wiem co to znaczy żyć. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. czytając ten wpis mam wrażenie, że czytam swoją historię, różnica tylko jest taka, że to ja byłam odpychana, nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego stało się tak a nie inaczej, skoro było tyle wspólnych planów, tyle wspólnych przeżyć i tyle wspólnych chwil, do dziś nie wiem co tak naprawdę się stało, że w krótkim czasie wszystko to co sprawiało, że chce mi się żyć, stało się największym bólem, z którym nie umiałam siebie wtedy poradzić, zrozumieć...od tego wszystkiego minął już ponad rok, jest lepiej, aczkolwiek moje zaufanie do innych, do świata uległo totalnej zmianie, nie mówiąc już o tym, że początkowo nie potrafiłam nikomu zaufać w jakiejkolwiek sprawie....teraz jest niby lepiej, staram się cieszyć z małych rzeczy i żyć teraźniejszością, starając się nie patrzeć w przeszłość, bo w niej już byłam, wszystko widziałam i przeżyłam...nie wiem czy kiedykolwiek będzie mi jeszcze dane przeżywać takie chwile jak wtedy, ale wiem, że trzeba iść jakoś naprzód i starać się z małych rzeczy �� pozdrawiam! ��

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak bardzo Cię rozumiem...
    Można powiedzieć, że jestem świeżo po rozstaniu (a przynajmniej dalej tak się czuję, chociaż minęły już jakieś 4 miesiące). Przez prawie dwa lata byłam z chłopakiem, który podobał mi się od podstawówki. Później w gimnazjum, aż w końcu nasze drogi się rozeszły, bo poszliśmy do innych liceów. Mimo tego za każdym razem gdy go mijałam na ulicy, czułam w brzuchu motylki, a na moich ustach pojawiał się promienny uśmiech. Nawet na studia zdarzało nam się dojeżdżać niekiedy tym samym autobusem, a nasze rozmowy podczas tych podróży nie miały końca. Wydawało mi się to wręcz nierealne, kiedy któregoś dnia napisał do mnie na Facebooku, a w ciągu kolejnych zaproponował spotkanie. Wszystko tak szybko się potoczyło, moje uczucia powróciły z jeszcze większą mocą, że nie zawahałam się kiedy prawie dwa miesiące od "odświeżenia" naszej znajomości dał mi znać, że chce się ze mną związać. Kolejne dni, miesiące, rok, wszystko było jak w bajce. Wspólne wyjścia do kina, na spacer, wyjazdy za granicę, ze znajomymi - to wszystko było niczym piękny, niekończący się sen. Do momentu aż pojawiła się praca. Wspólne dojazdy - niby fajnie, ale zwyczajniej w świecie zaczęliśmy się chyba sobą nudzić. Nasze spotkania stały się czymś zwyczajnym, zaczęły wkradać się kłótnie, po pracy byliśmy niekiedy zmęczeni i nie zawsze nachodziła nas ochota na to, by się spotkać czy gdzieś wspólnie wyjść. Zrobiliśmy sobie przerwę, po której szybko do siebie wróciliśmy. W ostateczności, gdzieś końcem lutego, może wcześniej, może później - sama już się w tym pogubiłam - rozstaliśmy się. Mimo przykrych słów, które padły w jedną i drugą stronę, dalej go kocham, ciężko mi jest się pogodzić z tą stratą. Najgorsze, ale i zarazem najlepsze dla mnie, jest to, że dalej się spotykamy, dalej razem jeździmy do pracy, na studia zaoczne. Przychodzi do mnie, czasami ja do niego wpadnę. Wiem, że powinnam urwać ten kontakt, bo momentami duszę się w tej relacji, ale jestem do niego tak przywiązana, że po prostu nie potrafię. Każdy mi mówi, że powinnam być silna i olać to wszystko, ale nie umiem. Nie po tym, co wspólnie przeżyliśmy. Bo nasza historia jest naprawdę wspaniała i - zawsze to powtarzam - życzę z całego serca każdemu aby przeżył to, co mi się w życiu przytrafiło. To było naprawdę coś niesamowitego.
    Pisząc teraz ten komentarz, płaczę. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej sobie na te łzy nie pozwolę, ale nie potrafię. Wiem, że przeszłość powinno się zostawiać za sobą, ale ona często wraca i to w momentach, w których człowiek kompletnie się nie spodziewa.
    Trzeba być po prostu silnym. Wierzyć, że gdzieś na świecie istnieje ktoś kto na nowo rozgrzeje nasze złamane serducha i ukoi rany. Może nie dzisiaj, ani nie jutro. Może też nie za rok, ale na pewno ktoś taki na nas czeka. :)

    Pozdrawiam i trzymaj się mocno! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytając to, rozpłakałem się...

    Mimo tego, że nie jesteśmy już razem i czytając teraz Twoją historię, wiem, że nadal Ją kocham. Wiem, co czułeś wtedy, a raczej czujesz nadal, bo ja właśnie teraz jestem w identycznej sytuacji, a minęły już ponad 2 miesiące... Czytając ten wpis, myślałem, że czytam swoją historię - praktycznie wszystko jest identyczne.

    Najbardziej boli to, że nie dała mi szansy na to by po rozstaniu się jeszcze spotkać i porozmawiać. Za dużo nagromadziło się pytań, na które chciałbym po prostu znać odpowiedź, ale to już mi chyba nigdy nie będzie dane.

    Nigdy nie rozumiałem tego, dlaczego ludzie się rozchodzą i stają się sobie zupełnie obcy. Z dnia na dzień wszystko się kończy. Już nigdy nic nie będzie tak samo jak wcześniej. Nie rozumiem tego do tej pory, jak można przekreślić od tak bliską osobę i ją totalnie wymazać z życia. W moim przypadku 9 miesięcy... 9 miesięcy spotkań, planów, rozmów. 9 miesięcy poświęconego czasu tej osobie, z którą tak naprawdę chciałem zostać już do końca, a Jej się nagle odwidziało. W momencie kiedy SZCZERZE I Z SERCA wyznajesz Jej, co tak naprawdę do Niej czujesz, Ona postanawia to zakończyć i wykreśla Cię całkowicie ze swojego życia. Tak naprawdę nie mogę tego zrozumieć, nie daje mi to wszystko spokoju i chyba już nigdy mi nie da. Nie żałuję, że walczyłem o Nią przez te 2 miesiące, nie żałuję, bo wiem, że zrobiłem wszystko co mogłem zrobić, by po prostu było dobrze między nami. Nie poddawałem się, ciągle próbowałem i starałem się, bo chciałem Jej pokazać, ile Ona dla mnie znaczy i że jest dla mnie najważniejsza. Teraz wiem, że gdy obudzę się za kilka lat i sobie o Niej przypomnę, to nie będę sobie pluł w twarz, że "nie starałem się o Nią i nie spróbowałem o Nią zawalczyć".

    Może jeszcze kiedyś przyjdzie czas i sobie o mnie przypomni, może wtedy i zrozumie, co tak naprawdę czułem i jaką walkę musiałem stoczyć też sam ze sobą.

    Próbowałem...

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za ten tekst. Ja nadal po 4 latach się nie pozbieralam. Ciężko zaufać. Wybaczyć i zapomnieć się da ale nie zaufać ponownie. Czy trzeba czasu? Chyba nie. Trzeba pracować nad sobą. Pozdrawiam gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  7. Do tej pory czuję ten ból zwłaszcza że codziennie go oglądam i na dodatek z nim pracuje. Dalej go mocno kocham ale wiem że on mnie nie. Za każdym razem gdy nasze oczy się spotkają mam ochotę wyznać mu kolejny raz jak mocno go kocham, ale nie będę błagała o miłość. Co mnie nie zabije to mnie wzmocni.

    OdpowiedzUsuń
  8. U mnie minął ponad 1 rok od rozstania... Ja zerwalam po 6 miesiącach związku i mieszkania razem.. . "Zjada" mnie powoli... Stawałam się przy nim zamknięta w sobie.... moja radość życia się kończyła... Po zerwaniu nie walczył.. Mimo, iż twierdził, że kupił pierścionek i mnie kocha. . Tuż po rozstaniu był z inną. . Ja do tej pory nie mogę sobie znaleźć miejsca... I nie wiem czy mi się uda to kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie to przerabiam. Serce mi pęka i rycze jak czytam Twój wpis. Nie potrafię się pozbierać. Tak trudno w dzisiejszych czasach znaleźć kogoś kto będzie kochał dłużej niż kilka miesięcy.. .

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytam każdy Twój wpis. Można powiedzieć, ze jestem fanem Twoich tekstów.. W poprzednim wpisie w komentarzach zapytany czy żałujesz, że odpusciles jeden związek napisałeś ze tak, że był to cholerny błąd, że nie interesowały Cię jej potrzeby. Tutaj czytamy o Twoim zaangazowaniu, że to ona się wycofała i jej decyzją było rozstanie.. (?) no pogubiłem się ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, moje życie nie zakończyło się na jednym związku. Fakt, ten w tym wpisie był dla mnie bardzo ważny, ale inne miały również dużą moc - tylko nie były tym, czym bym chciał. Niestety.

      Usuń
  11. Takie to już są związki w tym kraju i nikt tego nie zmieni.

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety teraz są inne popieprzone czasy.
    Ludzie się rozstają z błachych powodów. Już nie ma wspólnego zaangażowania, szacunku, zaufania, dbania o związek.
    Już nie ma związków - dopóki śmierć nas nie rozłączy.
    Ja mimo tego, że nigdy nie zaznałem prawdziwej miłości to widzę co się dookoła dzieje.
    Bycie singlem mi odpowiada.
    Nawet nie chce się wiązać.
    Nie wierzę w prawdziwą i szczerą miłość.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mistrzu trzeba było od razu reagować jak zaczęło się psuć. Najlepiej podziękować za współpracę i wyjść. Stałeś się dla niej nudny bo była całym twoim życiem i miała cię za pewnik. Moja wie że jak coś nie tak to nara. Nie ta to inna. Lata za mną półtora roku. Nigdy specjalnie nie latałem za laskami.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem właśnie w takim miejscu. To ja zadecydowałam o rozstaniu, ale to on zaczął się ode mnie odsuwać. Wolał pracę, swoją rodzinę, znajomych. Ciągle wychodzily jakieś kłamstwa... Nie zdrady, ale jednak kłamstwa. Nie mogę mu już ufac. Wiele razy mu jakoś wybaczałam, ale to dawało tylko 3 lepsze dni. I nagle, na pancerze ze znjaony i, jego koleżanka eozypadkiem wydała jego kolejne kłamstwo. Nie wiedziała, że był że mną nieszczery. A on uważał, że nie muszę wszystkiego wiedzieć, to będę spokojniejsza (ma dziecko z inną, która ciągle miesza). Zatrzymałam się, odwróciłam i odeszłam. Nasza historia zaczęła się 10 lat temu, próbowaliśmy sobie poukładać życia osobno... Kiedy w końcu mogliśmy być po prostu ze sobą, szczęśliwi... On tego nie udźwignął. Wolał swoje wygodne życie, niż życie dzielone z kimś. Miałam wybór, podporządkować się jego widzimisię, lub stracić swoją miłość. Jestem sama... I nigdy nie zrozumiem, dlaczego to wszystko tak się potoczyło.

    OdpowiedzUsuń

Obsługiwane przez usługę Blogger.